KONFLIKT INTERESÓW!

Dom oraz udziały we wspólnej działce dojazdowej zakupiliśmy w roku 2008. Od poprzednich współwłaścicieli dostaliśmy pisemne zapewnienie, że nasadzenia znajdujące się na wspólnej działce dojazdowej /obecnie są to już 14 letnie sosny i tuje oraz krzaki bzu/ oraz dwie bramy oddzielające prywatną działkę od otwartych terenów publicznych znajdują się tam legalnie i mogą tam pozostać na czas nieograniczony. Rząd 19 sosen trochę zakrywa szarą i betonową ścianę sąsiedniej stacji kontroli pojazdów z zakratowanymi oknami.
  • W roku 2012, 4 lata po nas, udziały we wspólnej działce dojazdowej oraz działki położone dalej wzdłuż niej zakupili sąsiedzi – właściciele stacji kontroli pojazdów z przyległej posesji, którzy mieszkają tu już od wielu lat. Ich pierwszym „dobrosąsiedzkim” krokiem było narzucenie nam sposobu zagospodarowania wspólnej działki dojazdowej, oczywiście dopasowanego do ich komercyjnych planów, czyli odsprzedaży udziałów we wspólnej działce dojazdowej oraz domów, które planują wybudować na zakupionych działkach.
  • Aby zmaksymalizować planowane ze sprzedaży zyski zażądali od nas wycięcia rzędu 19 sosen, dwóch krzaków bzu, zasugerowali przesadzenie rzędu 45 sztuk 12-letnich wówczas tui oraz zażądali zlikwidowania dwóch bram tak, aby wspólna działka stała się otwartym, publicznym ciągiem komunikacyjnym, czyli „zjazdem z drogi wojewódzkiej” – jak to określił biorący własne i nasze sprawy w swoje przedsiębiorcze ręce sąsiad! Zamierzał „zrobić tu porządek” – jak nam to pewnego razu stanowczo oświadczył. Zażądał od nas okazania planów na nawierzchnię wspólnej działki, bo „według niego nie wytrzyma ona planowanego przez niego ruchu pojazdów”. Jako, że planów takowych od poprzednich właścicieli nie otrzymaliśmy, to sąsiad oznajmił nam, że nawierzchnia ta jest „nielegalna” i trzeba ją zdjąć! Jak się okazuje zatroskany o naszą kostkę brukową sąsiad miał rację: ta „nielegalna” nawierzchnia „nie wytrzymuje” ruchu jego pojazdów i od momentu zakupu udziałów we współwłasności przez sąsiadów powstają na tej opłaconej przez nas nawierzchni, coraz bardziej pogłębiające się koleiny i wybrzuszenia!
  • Pierwszym urzędowym ruchem „robienia porządków” na wspólnej działce dojazdowej i w naszym życiu było wniesienie przez przedsiębiorczych sąsiadów sprawy do Sądu Rejonowego w Ostrowi Maz. o zarząd rzeczą wspólną i sądowe nakazanie nam wycięcie rzędu 19 sosen, kilku krzaków bzu oraz likwidację 2 bram, czyli „wyczyszczenie z zieleni”, otwarcie i upublicznienie prywatnej wspólnej działki! Wiadomo – takie otwarte i „wyczyszczone z drzew” „dojazd i dojście” sprzedadzą się lepiej! A to, że wytnie się zieleń, ogołoci szarą i betonową ścianę z kratami w oknach, znajdującą się naprzeciwko naszego domu, czym pogorszy się znacznie standard naszego życia, że otworzy się i upubliczni prywatną działkę wbrew woli współwłaścicieli i narazi się ich na poniesienie wysokich kosztów budowy nowego ogrodzenia nie miało i nie ma dla sąsiadów najmniejszego znaczenia! Liczy się własny interes i zysk ponad wszystko! Nawet ponad bezpieczeństwo, spokój i dobre współżycie sąsiadów! „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” – ta „złota zasada” jest, jak to czujemy do tej pory na naszej skórze, nieaktualna w katolickiej Polsce! Przecież upubliczniona, otwarta i pozbawiona drzew i bram wąska i długa działka sprzeda się znacznie lepiej! „A jak się tu wam będzie potem żyło, to już nas nie obchodzi!”
  • Pikanterii tej całej sytuacji dodaje fakt, że sąsiad przed wielu laty sam zawęził i tak wąską, bo tylko 5-metrową wspólną działkę o dobre 0,6 metra, stawiając ścianę budynku swojej stacji kontroli pojazdów na obcym gruncie! Teraz, twierdząc, że nie ma dość szerokiego „dojścia i dojazdu”, narzuca nam wykarczowanie pożytecznej zieleni ze wspólnej działki, aby ją poszerzyć!Następnym energicznym i stanowczym krokiem sąsiada „robiącego z nami i z naszym życiem porządki” było wniesienie do Sądu Rejonowego w Ostrowi Maz. drugiej sprawy o zarząd wspólną rzeczą, czyli o rozkopanie wspólnej działki w celu położenia mediów, choć może to uczynić bezkonfliktowo i nie narażając nas na różne ryzyka i utrudnienia po swojej sąsiedniej posesji – tak, jak zostały położone nasze media, czyli pod naszą posesją, a nie na wspólnej działce!
  • Nam nie pozostało nic innego jak wniesienie do Sądu Rejonowego sprawy obronnej przed „zaborczymi i ekspansywnymi” sąsiadami, czyli postawienie wniosku o zniesienie współwłasności: przecież sąsiedzi mają niczym nieograniczony i niekonfliktowy dostęp od zakupionych działek do drogi publicznej przez swoją posesję i niech tam realizują swoje zyski i plany, a nie na współwłasności kosztem naszego spokoju i bezpieczeństwa! Według nas współwłasność w takim układzie właścicieli nie jest zupełnie konieczna i rodzi tylko – jak widać - konflikty! Ich obszerna posiadłość otacza wspólną działkę na długości ponad 170 metrów i mają tym samym niczym nieograniczony dostęp do niej i do drogi publicznej przez swoje wielohektarowe włości bez zatruwania życia współwłaścicielom!
  • Niestety sąsiedzi postanowili kierować cały ruch swoich samochodów: ciężarówkę, samochody osobowe i duży, rolniczy traktor tuż pod naszymi drzwiami i oknami, przez bardzo wąską, wspólną działkę, którą się kiedyś samemu dodatkowo zawęziło o 60 cm w przypływie sąsiedzkiej miłości – według prostej, staropolsko- komunistycznej zasady: lepiej jest smrodzić, hałasować i brudzić na wspólnym niż na swoim! Lepiej jest jeździć pod cudzymi oknami i drzwiami niż pod swoimi! Łatwiej też jest zużywać i niszczyć wspólną nawierzchnię oraz cudze drzewa niż swoje!
  • „Bo mamy takie prawo!” – tak brzmi w mniemaniu sąsiadów jedyny, rozsądny i ostateczny argument, na podstawie którego pozbawiają nas spokoju, zieleni, dwóch bram i niszczą nawierzchnię należącą do nas! Wszystko w imię „posiadania prawa we wspólnej, wąskiej działce”, bez względu na inne niekonfliktowe i duże możliwości alternatywnego dostępu, które posiadają!
  • Dodatkowo przedsiębiorczy sąsiedzi uzyskali od Wydziału Architektury i Budownictwa przy Starostwie w Ostrowi Maz. pozwolenia na budowę dwóch domów na zakupionych działkach, leżących przy wąskiej i długiej wspólnej działce dojazdowej. Dla ostrowskich urzędników nie miał znaczenia fakt, że wspólna działka nie spełnia żadnych wymiarów, które dla „dojścia i dojazdu”, drogi wewnętrznej oraz dla ciągu „pieszo- jezdnego” przewidują przepisy, zarówno miejscowe /Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego z roku 2006/ jak i Rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie.
  • Brakująca tu dla dróg wewnętrznych o długościach ponad 100 metrów szerokość 5,6 metra, brakujące place do zawracania /bo nie ma przejazdu z dwóch stron/, brakujące w końcu pół metra do ustawowego wymiaru ciągu pieszo-jezdnego nie było dla ostrowskich urzędników problemem! Sąsiedzi i tak uzyskali pozwolenia na budowę w tak kontrowersyjnej sytuacji „dojścia i dojazdu” do działek budowlanych!
  • Oczywiście ciężkie, wielotonowe betoniarki, pojazdy firm budowlanych, dźwigi, koparki zaczęły jeździć tuż pod naszymi oknami i drzwiami i na wspólnej działce - choć budują się sąsiedzi, mający tuż obok własną posesję z możliwym dostępem do zakupionych działek i placów budów, czyli własny, szeroki, wybrukowany i przeznaczony dla ruchu ciężkich pojazdów plac manewrowy! Nieprzystosowana do takiego obciążenia „nielegalna - zdaniem sąsiada - nawierzchnia” wspólnej działki, za którą zapłaciliśmy i której jesteśmy właścicielami, ulega z tego powodu postępującej dewastacji! Sąsiedzi zacierają ręce, bo nawierzchnia na ich posesji nie jest z tego tytułu zaśmiecana i obciążana, a budowa posuwa się naprzód! Ruch pojazdów budowlanych odbywa się oczywiście tuż pod naszymi drzwiami i oknami, a nie pod ich dwoma domami na sąsiedniej posesji!
  • Sąsiad, wbrew przeznaczeniu wspólnej działki, jeździ swoim dużym rolniczym traktorem tuż pod naszymi drzwiami i oknami w celu obsługi swojej działki rolniczej graniczącej ze wspólną działką od północy! Przez ostatnie 10 lat robił to po swojej posesji, a teraz robi to po wspólnej działce, wbrew prawu! Ale tak jest przecież wygodniej: własna posesja jest czyściutka, a własna nawierzchnia nie niszczy się i nie brudzi! Jakoś wygodniej i łatwiej jest niszczyć sąsiadom rzecz wspólną niż tylko swoją!
  • Wobec takiego obrotu spraw zaskarżyliśmy wydane w kontrowersyjny sposób decyzje do Sądu Administracyjnego.
  • Obecnie przed sądami toczą się więc 4 sprawy dotyczące wspólnej działki dojazdowej: ot takie miłe stosunki sąsiedzkie w katolickiej Polsce, które swoje korzenie mają przede wszystkim w tak potężnej chęci zysku, że przewyższa ona uszanowanie zdania, spokoju i bezpieczeństwa sąsiadów i każe narzucać swoje zdanie innym, tylko dlatego, bo „ma się takie prawo” – bez względu na posiadane także zupełnie innego prawa, nie generującego konfliktów i utrudnień sąsiadom – chodzi o posiadanie możliwości innego alternatywnego dostępu do swojej własności poza wąską, wspólną działką dojazdową! Źródło tych konfliktów leży właśnie w bardzo wąskiej, długiej i niewymiarowej wspólnej działce, mającej zapewniać „dojście i dojazd” do czterech działek zabudowanych domami! Krótkowzroczność i głupota ostrowskich decydentów w tej sprawie także święci triumfy!
  • Zapraszamy więc chętnych do zakupu naszego domu oraz udziałów we wspólnej działce dojazdowej, która posiada tak „interesującą” historię! Choć przyznamy, że bardzo niechętnie pozbędziemy się tych rzeczy i niechętnie rozstaniemy się z tak „przyjaźnie” nastawionymi do nas i „dbającymi” o nasze dobre samopoczucie sąsiadami! Takich stosunków sąsiedzkich będzie nam po prostu całe życie brakowało! Tego nie znajdzie się tak łatwo w innym miejscu na świecie!

KONFLIKT INTERESÓW CD.!